Serwis Diecezjalny o Misjach

 
   
A A A
A A A A

24 kwietnia 2024 r. Imieniny obchodzą: Aleks, Grzegorz, Aleksander

  Pamiętajmy o misjonarzach - to nasze misjonowanie.    
Afryka
Czad
Wybrzeże Kości Słoniowej
Kenia
 
Ameryka Płd.
Boliwia
Brazylia
Peru
 
Ameryka Płn.
Kanada
 
Wschód
Białoruś
Rosja
Ukraina
Syberia
Kazachstan
Byli misjonarze Wschodu
Wspomnienia i świadectwa o Wschodzie
Statystyka Kościoła Katolickiego w Rosji
 
Listy Misjonarzy
Ks. Stanisław Tymoszuk
Ks. Andrzej Duklewski
Ks. Jarosław Wiśniewski
Ks. Marek Kujda
Ks. Wojciech Kobyliński
Ks. Jarosław Mitrzak
Ks. Marek Jaśkowski
Ks. Adam Przywuski
Ks. Jan Miedzianowski
Ks. Tomasz Denicki
 
Byli misjonarze
Ks. Leon Łodziński
 
 
MENU
Gdzie ich spotkamy
Kontakt
Jak pomóc?
Inne formy pomocy
 
INFORMACJE
Aktualności
Nowa książka ks. Andrzeja Duklewskiego
KOMUNIKAT w kwestii ODLICZEŃ PODATKOWYCH
Pierwszy kościół na syberyjskiej północy
Statystyki Misyjne
Wsparcie poprzez Kirche in Not
 
MEDIA
Wywiady z misjonarzami
Książki
 
INSTYTUCJE
PDM
PDMD
CEME
 
Przydatne linki
MIsjeNaFB
Strona Komisji Episkopatu Polski d/s Misji
Kościół Rzymsko-Katolicki na Białorusi
Parafia w Tomsku
Radio Wnet
Rodacy na Syberii
Pomoc Polakom na Wschodzie
Blog ks. J. Mitrzaka
UCANEWS
Papieskie Intencje Misyjne
 
Współpraca
Portal Sancti
Koło Misyjne WSD Siedlce
Misjonarze na Podlasie 24
 
 
Darmowy licznik odwiedzin
 
Byli misjonarze Wschodu
 
 

 

Wybierz kategorie:

Ks. Grzegorz Tomaszewski (2013-01-29 00:01:58)

Kilka tygodni po wyjeździe ks. J. Ślepowrońskiego zdecydował się pójść w jego ślady ks. Grzegorz Tomaszewski. 
Urodził się w l958 roku a święcenia kapłańskie przyjął w l983 r. Po  święceniach był wikariuszem w Sobolewie, Garwolinie i ostatnio w parafii  św. Stanisława w Siedlcach. Jego wyjazd na Ukrainę wydawał się mało  prawdopodobny. W naszej diecezji wciąż odczuwało się brak  księży. Jednakże ks. Biskup Jan Mazur bez większych trudności dał mu na  to pozwolenie. Jeszcze we wrześniu, korzystając z okazji, iż ks. W.  Chałupiak znów u był w Polsce i wracał sam na Ukrainę, wyjechał ks.  Grzegorz z nim również do diecezji kamieniecko-podolskiej. Biskup  Olszański natychmiast dał mu nominację na proboszcza w Bracławiu w województwie winnickim.

Po ponad sześćdziesięciu latach nieistnienia tej parafii miejscowi  katolicy odzyskali w 1990 roku swój parafialny kościół. Ten murowany  kościół p. W. Matki Boskiej Szkaplerznej został zbudowany ze składek  wiernych w 1743 roku a przebudowany w 1884 w stylu romantycznego gotyku.
W latach trzydziestych XX wieku został zamknięty przez komunistów, a  parafia przestała istnieć. Teraz od roku był tu proboszczem rok  wcześniej wyświęcony w Rydze ks. Wiktor Szewcow, który mieszkał w  Kopiejówce oddalonej od Bracławia o 30 km. Młody kapłan chciał  koniecznie zmiany, bo miejscowe warunki i obowiązki obsługiwania kilku  oddalonych od siebie parafii przerastały jego siły a także brakowało mu  jeszcze wystarczającego doświadczenia. Z Kamieńca Podolskiego dał ks.  biskup Olszański księdzu Tomaszewskiemu kierowcę, który odwiózł go do  Bracławia. Ponieważ na miejsce dotarli stosunkowo wcześnie, chciał ks.  Grzegorz wykorzystać samochód i kierowcę (swego samochodu nie miał) i  zobaczyć Tulczyn i Kopijówkę, te parafie, które oprócz Bracławia miał  jeszcze obsługiwać.
Przywiezione rzeczy szybko złożył u państwa Rozalii i Zygmunta  Staniszewskich, u których miał zamieszkać przynajmniej przez dwa  pierwsze miesiące, i szybko pojechał z kierowcą zobaczyć teren swego  przyszłego duszpasterzowania. Zanim powrócili z Kopiejówki do Bracławia,  zapadł już wieczór.
 Na stole w swoim pokoju zastał ks. Tomaszewski serwis stołowy na  sześć osób. Zdziwił się ogromnie i nie wiedział, co to ma znaczyć, skąd  się wzięły te talerze. A pani Rozalia spokojnie oświadczyła: „Ojcze, to  wasze talerze.” - „Jakto moje? „ - Wtedy pani Rozalia zaczęła opowiadać  całą historię o tych talerzach od początku Warto w tym miejscu  zaznaczyć, że była ona jedyną osobą w Bracławiu, która mówiła po polsku.  A historia talerzy wyglądała tak:
 - Kiedy to było, dokładnie nie pamiętam. Byłam wtedy małą  dziewczynką. Mogło to być w 1929 roku, może wcześniej, może później.  Wtedy naszym proboszczem w Bracławiu był ks. Zygmunt Kwaśniewski. W tym  czasie kupił on sobie porcelanowy, - oto ten właśnie - serwis stołowy na  sześć osób. Wiadomo, u nas byli już wtedy bolszewicy. Ks. Kwaśniewski  dowiedział się od zaufanej osoby, w wielkiej tajemnicy, że na ostatniej  naradzie partyjnej postanowiono księdza rozstrzelać, ot, zwyczajnie  zlikwidować jako element szkodliwy dla władzy radzieckiej. Nie było  innego wyjścia. Ks. Kwaśniewski postanowił natychmiast uciekać.  Przyniósł te talerze do kościelnego, Tomasza Sieciechowskiego, i  powiedział:” Ja wyjeżdżam, a te talerze przekaż następnemu proboszczowi,  który przyjdzie do Bracławia.” Potem wziął najpotrzebniejsze rzeczy do  maleńkiej walizeczki i bez sutanny, żeby go nikt nie poznał, tylko w  świeckim ubraniu, wyruszył pieszo do Karoliny, najbliższej stacji  kolejowej, oddalonej 12 km od Bracławia. Już dochodził do dworca  kolejowego w Karolinie, gdy spotkało go dwóch Żydów. Poznali go i  natychmiast donieśli do milicji. Przylecieli szybo milicjanci czy jacyś  żandarmi i natychmiast zastrzelili księdza Kwaśniewskiego. Był to nasz  ostatni proboszcz. Następnego nie było, a nasz kościół szybko został  zamknięty. Rozwalili dwie wieże kościelne i do dziś ich nie ma. Kościół  zamieniono na klub młodzieżowy.
 Nie upłynęły jeszcze trzy tygodnie od śmierci ks. Kwaśniewskiego, a  bolszewicy rozstrzelali także kościelnego Tomasza Sieciechowskiego.  Przed aresztowaniem zdążył on jeszcze przekazać polecenie swojej córce  Julii: „Pamiętaj, przekaż talerze następnemu proboszczowi!” I tak mijały  lata. Julia Sieciechowska wyszła za mąż za Wołkowińskiego. Po ostatniej  wojnie, kiedy już owdowiała, przychodziła do mnie - ciągnęła opowieść  pani Rozalia - pomagać w pieleniu na naszej działce koło domu.  Przychodziła tak ze dwa lata, aż wreszcie, gdy już nasze dzieci poszły w  świat, dom został prawie pusty, nas tylko dwoje, przeniosła się Julia  do nas i przyniosła te talerze. Nie żyła ją długo, umarła. I te talerze  zostały u nas.
 Gdy przed rokiem przyjechał do nas jako proboszcz ks. Wiktor  Szewcow, nie przyszło mi do głowy, żeby mu oddać te talerze. Może  dlatego, że nie mieszkał u mnie, tego nie wiem. Nigdy nie używała tych  talerzy, bo to nie moja własność. Trzeba to przekazać następnemu  proboszczowi - taki był nakaz księdza, kościelnego i jego córki. Były  lata ciężkie, straszne, a teraz wszystko minęło. Gdy tylko ksiądz  Grzegorz pojechał do Kopiejówki, pani Rozalia chwyciła się za głowę i  krzyczała do męża: „Zygmunt, talerze! Jest nowy proboszcz w Bracławiu!”  Ot tak to było. A teraz chcę przekazać księdzu własność księdza.
 Cała ta historia o talerzach z Bracławia nie warta byłaby  przytaczania jej w tym miejscu, gdyby to tylko chodziło o talerze,  choćby one były nawet z najpiękniejszej chińskiej porcelany. Opowieść ta  jest tylko pewnym znakiem i zewnętrznym nośnikiem o wiele głębszej i  cenniejszej prawdy, na którą watro zwrócić uwagę. Dzieje talerzy księdza  Kwaśniewskiego są świadectwem ogromnego szacunku i przywiązania do  kapłana naszych rodaków na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej.  Niby nic nie znaczące polecenie proboszcza zostawione kościelnemu, który  za kilka tygodni podzieli tragiczny los proboszcza. Wszechobecny terror  ogarniających wszystko i wszystkich: aresztowania, zsyłki, egzekucje  bez sądów. A jednak kościelny pamiętał o poleceniu księdza i przekazał  je córce. Komuniści zapowiadali raj na ziemi, każdemu według potrzeb.  Tymczasem nadszedł na Ukrainie czas kolektywizacji wsi, lata  straszliwego głodu. Rok 1936 i 1937 pochłonął na Ukrainie, jak niektórzy  obliczają, ponad 6 milionów ludzi, którzy umarli z głodu. W tym czasie,  gdy każdy oddałby wszystko za kawałek chleba, Julii Wołkowińskiej nie  przyszło nawet do głowy, żeby gdzieś na bazarze sprzedać te talerze i  dostać za nie kilka kopiejek na chleb. Przyszła druga wojna światowa i  wcale nie łatwe czasy po jej zakończeniu. Julia Wołkowińska wciąż  trzymała te talerze. Przed śmiercią jeszcze raz usilnie prosiła Rozalię i  Zygmunta Staniszewskich, by pilnowali talerzy i oddali je następnemu  proboszczowi.
 Ten szacunek do księdza -do każdego księdza - jest widoczny po  dzień dzisiejszy nie tylko u katolików na Ukrainie, ale także na  Białorusi, w Rosji i w innych krajach byłego Związku Radzieckiego.  Naturalnie, dotyczy to przede wszystkim ludzi starych, którzy  przynajmniej we wczesnym dzieciństwie spotykali się z księdzem i  otrzymali takie wychowanie od swoich rodziców. Dzisiaj pieczołowicie  przekazują to samo dzieciom i wnukom. Bardzo łatwo można taką postawę  zauważyć, kiedy ludzie ze czcią całują rękę kapłana, niezależnie od tego  czy jest to ksiądz starszy, czy bardzo młody. Dla nas może to wydawać  się dziwne i nieco przestarzałe, ale nie dla tamtych ludzi na Wschodzie,  którzy kilkadziesiąt lat byli pozbawieni posługi i widoku księdza.
 Dla księdza Tomaszewskiego zaczęły się mozolne i pracowite dni  troski duszpasterskiej w zupełnie odmiennej rzeczywistości od tej, w  której dotychczas upływały jego lata posługi kapłańskiej w Polsce.  Jedyną osobą, która w Bracławiu mówiła po polsku, była Rozalia  Staniszewska. Jej mąż, Zygmunt Staniszewski, nie mówił po polsku. Jego  całą rodzinę w zawierusze wprowadzania władzy radzieckiej na Podolu  wymordowano. Był wtedy małym chłopcem, najmłodszym w rodzinie, i udało  mu się w jakiś sposób uciec z domu. Przygarnęła go jakaś ukraińska  rodzina i tak dorastał w środowisku, w którym nigdy nie padały polskie  słowa. Z czasem zapomniał to, czego nauczył się w rodzinnym domu. W tej  sytuacji ks. Tomaszewski postanowił jak najszybciej nauczyć się języka  ukraińskiego, by mieć ułatwiony kontakt nie tylko z ludźmi starszymi,  którzy, nie posługując się nawet na co dzień językiem polskim, mogli go  bez trudu rozumieć, ale także z młodzieżą i dziećmi.
Gdy chodzi natomiast o sam kościół, to ks. Wiktor Szewcow zdążył  przez rok zmienić zniszczoną blachę na dachu kościoła, zbudował nowy  parkan, gdyż dawny był w kompletnej ruinie, postawił mały budyneczek  gospodarczy i gromadził materiały do odnowienia wnętrza kościoła.  Odnowienie wnętrza, ołtarzy, ławek, uzupełnienie szat liturgicznych  stało się udziałem nowego proboszcza i zabierało dużo czasu. Tego czasu  brakowało na konieczną katechezę. Już w 1992 roku sprowadził ks.  Tomaszewski do Bracławia siostry Loretanki z Polski, które również  zamieszkały u jakiegoś gospodarza. Nie było plebanii. W międzyczasie  trwały starania o zwrot katolikom kaplicy w Peczerze i kościoła w  Niemirowie. Kaplica w Peczerze została odzyskana w 1995 roku, a kościół w  Niemirowie w roku 1996. Jednocześnie ks. Tomaszewski rozpoczął starania  o uzyskanie pozwolenia od władz na budowę budynku parafialnego na  przykościelnym cmentarzu. Przewidziane tam były mieszkania dla  proboszcza, dla sióstr i przynajmniej jedna sala katechetyczna. O  fundusze na remonty kościoła i budowę plebanii trzeba było starać się w  Polsce poprzez głoszenie rekolekcji lub zbiórki do puszek przed  kościołem, jeśli jakiś proboszcz pozwolił i do tego zaprosił. Praca na  Ukrainie i praca w Polsce, by na Ukrainie można było żyć i coś jeszcze  zbudować! Konieczny był samochód do obsługi czterech parafii i do  wyjazdów do Polski. Lecz nie tylko do tych celów. Budynek parafialny  ukończono w 1996 roku. Ale sytuacja seminarium duchownego w Gródku była  wciąż w fazie organizacyjnej: brakowało wykładowców. Toteż już od 1991  roku ks. Tomaszewski aż do roku 1994 dojeżdżał z Bracławia, co dwa  tygodnie, do Gródka (260 km), gdzie prowadził wykłady z psychologii  empirycznej.
 Po sześciu latach pobytu w Bracławiu w l997 r. ks. G. Tomaszewski został przeniesiony do parafii Hołozubińce,  mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Gródkiem a Kamieńcem Podolskim.  Tu parafia była już dobrze zorganizowana przez poprzedniego proboszcza  ks. Marka Bzinkowskiego. Toteż pracy gospodarczej był mniej  (nagłośnienie kościoła, odnowienie ołtarzy, wyposażanie kaplicy  dojazdowej). W tej sytuacji doświadczony katecheta i długoletni działacz  oazowy w ruchu „Światło i Życie” mógł tutaj z rozmachem rozwinąć  katechizację na różnych szczeblach: dzieci, młodzieży i rodziców;  prowadzić młodzieżową scholę i zorganizować najlepszy w diecezji chór  parafialny ; po kilkanaście osób wysyłać do Polski na pieszą pielgrzymkę  do Częstochowy, a także każdego roku przewodniczyć osobiście pieszej  pielgrzymce z Hołozubiniec do sanktuarium maryjnego w Latyczowie.  Od 1997 do 2000 roku dojeżdżał również do seminarium duchownego w  Gródku, ale tym razem uczył kleryków śpiewu. Obecny ordynariusz diecezji  kamienieckiej ks. Bp. Leon Dubrawski z podziwem patrzył na styl pracy  ks. G. Tomaszewskiego. W lecie 2003 roku przeniósł go do Latyczowa, by  również tam lepiej zorganizował życie parafialne, a także przygotował w  budynkach poklasztornych diecezjalny ośrodek rekolekcyjny i centrum  diecezjalnych spotkań.
Od roku 2004 ks. Grzegorz Tomaszewski pracuje w Ponince na Ukrainie  dokąd przybył po wspólnej, rocznej pracy z księdzem Adamem Przywuskim w  Latyczowie.
W czerwcu 2012 zakończył swoja posługę w tej parafii i wrócił do diecezji siedleckiej gdzie został proboszczem par. Sobieszyn.



< powrót


 

 
     

JHS REX - Copyright JOX

Copyright 2007 - Realizacja KreAtoR