Serwis Diecezjalny o Misjach

 
   
A A A
A A A A

29 marca 2024 r. Imieniny obchodzą: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy

  Pamiętajmy o misjonarzach - to nasze misjonowanie.    
Afryka
Czad
Wybrzeże Kości Słoniowej
Kenia
 
Ameryka Płd.
Boliwia
Brazylia
Peru
 
Ameryka Płn.
Kanada
 
Wschód
Białoruś
Rosja
Ukraina
Syberia
Kazachstan
Byli misjonarze Wschodu
Wspomnienia i świadectwa o Wschodzie
Statystyka Kościoła Katolickiego w Rosji
 
Listy Misjonarzy
Ks. Stanisław Tymoszuk
Ks. Andrzej Duklewski
Ks. Jarosław Wiśniewski
Ks. Marek Kujda
Ks. Wojciech Kobyliński
Ks. Jarosław Mitrzak
Ks. Marek Jaśkowski
Ks. Adam Przywuski
Ks. Jan Miedzianowski
Ks. Tomasz Denicki
 
Byli misjonarze
Ks. Leon Łodziński
 
 
MENU
Gdzie ich spotkamy
Kontakt
Jak pomóc?
Inne formy pomocy
 
INFORMACJE
Aktualności
Nowa książka ks. Andrzeja Duklewskiego
KOMUNIKAT w kwestii ODLICZEŃ PODATKOWYCH
Pierwszy kościół na syberyjskiej północy
Statystyki Misyjne
Wsparcie poprzez Kirche in Not
 
MEDIA
Wywiady z misjonarzami
Książki
 
INSTYTUCJE
PDM
PDMD
CEME
 
Przydatne linki
MIsjeNaFB
Strona Komisji Episkopatu Polski d/s Misji
Kościół Rzymsko-Katolicki na Białorusi
Parafia w Tomsku
Radio Wnet
Rodacy na Syberii
Pomoc Polakom na Wschodzie
Blog ks. J. Mitrzaka
UCANEWS
Papieskie Intencje Misyjne
 
Współpraca
Portal Sancti
Koło Misyjne WSD Siedlce
Misjonarze na Podlasie 24
 
 
Darmowy licznik odwiedzin
 
Ks. Jarosław Wiśniewski
 
 

 

Wybierz kategorie:

List 3 (2010-07-22 22:07:12)

Jan Chrzciciel w Taszkiencie 

Uroczystość Jana Chrzciciela przeżyłem z Prałatem Świdnickim w sposób bardzo oryginalny.
Wstaliśmy o 6.30. Zaproponowałem kawęzanim ruszymy do sióstr Kalkutek na Msze. Odmówił. Ranek był deszczowy a noc wyjątkowo rześka, bez tradycyjnych upałów 30-to stopniowych. Zanosiło sie nawet na deszcz. Poprosiłem stróża telefonicznie, by otworzył główne wejście, bo prałat ma kłopoty z chodzeniem.


       
  

 

 Wyjątkowo szliśmy jak normalni ludzie, bo ja sam, by nie trwożyć stróża zwykle przeskakuję przez płot. Stróżówka jest w drugim końcu kościoła i byłoby niegrzecznie zmuszać do porannej gimnastyki rozespanych dziadków. Ponadto od chwili jak 2 lata temu opuściłem Ukrainę moja kondycja zdrowotna jest nadspodziewanie dobra. Skoki przez 3 metrowy plot pomagają mi zrozumieć, ze jestem jeszcze sprawny fizycznie.

 

Msza u Kalkutek

 

Wyjątkowo nie jechałem w ten uroczysty dzień autobusem. Ze względu na Prałata zatrzymałem taksi. Dojechaliśmy 20 minut wcześniej niż zwykle wiec miałem czas by wyspowiadać wszystkie siostry przede mszą a nie jak zwykle po Mszy. U sióstr każdy czwartek jest dniem spowiedzi i pokuty.

Tymczasem prałat szykował kazanie, w którym próbował się usprawiedliwić ze swych slow krytyki a nawet gniewu pod adresem kościoła katolickiego, który zrezygnował z apostolskiego i misyjnego ducha. Wytykał dostrzeżone na zachodzie niedostatki. Wspomniał jak to w Holandii w pewnym kościele stał jeden konfesjonał a w nim pajęczyna i przybory do sprzątania. Bardzo trafne spostrzeżenie.

Powiedział, że ta jego krytyka w rzeczywistości jest tylko próba upublicznienia gorszących faktów. “To jest raczej ból a nie krytyka” - powiedział on.

To była już druga i pewnie ostatnia Msza święta prałata u sióstr więc na pożegnanie z nim opowiedziałem siostrom jak przebiegało nasze pierwsze spotkanie z nim w 1992-m roku w Agonie i jak mi było przykro, że ten “malkontent” na naszej pielgrzymce widział tylko niedostatki. Ja byłem taki rozanielony pielgrzymowaniem z Rosjanami, ze nie widziałem minusów. On tymczasem gniewał się na księży, ze nie apostołują na odpoczynkach i ze na noclegach nie bratają się z pielgrzymami, nie interesują ich losem a tylko kolegują się z zakonnicami.

Nie podobało się Prałatowi to jak przebiega Msza święta. Na jego gust byliśmy niechlujni i mało pobożni. Nie podobało mu się, ze koncelebranci na kazaniu spowiadają. Obiecywał nam nawet, ze się poskarży arcybiskupowi…

W swoich kazaniach i konferencjach wytykał katolikom, ze gorzej znają biblie niż protestanci i ze nie żyją wedle przykazań. Powiedział również, co mnie nawet dotknęło, ze sowieccy Polacy to tchórze i że w kościele nie ma z nich żadnego pożytku. Polegać można tylko na Niemcach, Ormianach i zesłańcach z Krajów Bałtyckich. Wtedy sądziłem, ze przesadza. Teraz widzę, ze miał wiele racji. Nasz kościół ma wiele powodów do dumy z dokonań przeszłości ale na misjach zwłaszcza współczesnych i szczególnie na Wschodzie my przegrywamy ze wszystkimi wyznaniami, można o nas śmiało powiedzieć, ze jesteśmy najmniejszą i do bólu wystraszoną sektą, która paradoksalnie ze względów ekumenicznych swojego cienia się lęka. Nie mamy polotu na misjach, gorzej nie chcemy się uczyć u Protestantów, którzy jak ryby w wodzie pływają po tym grząskim gruncie.

Całość kazania Prałat zakończył szkicem postaci Jana Chrzciciela mówiąc, że taki właśnie bohater jest potrzebny na nasze czasy i przywołał postać Matki Teresy twierdząc, ze tylko tak można wyrwać kościół z apatii.

Aby sprawić prałatowi przyjemność w trakcie jego pobytu wielokroć starałem się go skonfrontować z protestantami. W ten uroczysty dzień mieliśmy jeszcze jechać do mojej parafii w Angrenie.

Czas jednak pozwalał, by wpaść na chwilkę do Yangi Yula na spotkanie pastorów. Jeden z nich sam do mnie zadzwonił i zaproponował, ze zawiezie na spotkanie swoim samochodem.

Pastor Piotr

Piotr miał nas zabrać z Dworca kolejowego ale ponieważ Msza była długa myśmy się spóźniali. Ja nie wiedziałem, ze Piotr jedzie jako pilot i pokazuje drogę dla kilku samochodów pełnych pastorów z okolicy. Gdy nareszcie dotarliśmy do ustalonego punktu ujrzałem kilkanaście znajomych twarzy.

Prałat widział jak oni przyjaźnie się ze mną witali i zapytał skąd ja to mam, tego bakcyla. Musiałem się przyznać, ze w jakiejś mierze właśnie od niego. Nasze spotkanie na agłońskiej pielgrzymce w 1992-m roku choć i krótkie okazało się lekcją na całe życie. Choć z początku pobytu w Rosji z radą biskupa Kondrusiewicza starałem się nawiązać cieple relacje z prawosławnymi, to jednak widać było, ze z ich strony jest dystans i udręka z powodu moich starań. Z protestantami bywało na odwrót. Zawsze byli mile zaskoczeni gdy wychodziłem z inicjatywa jakakolwiek. Byli wdzięczni i dumni z kontaktów ze mną jako katolickim Kaplanem. Nigdy nie byłem zapraszany z kazaniami do prawosławnych. U protestantów głosiłem wielokroć.

Tak mniej więcej odpowiedziałem prałatowi i był on wyraźnie zadowolony z tego co mówię i co robię.

Jakub

Naszym gospodarzem był 25-cio letni Uzbek o imieniu Jakub.

Zrobił na mnie wrażenie prymicjanta. Spotkania pastorów rozpoczynają się kilkoma hymnami pod gitarę i kazaniem gospodarza. Jakub zaczął od tego, że jako gitarzysta w scholii marzył wielokroć patrząc na pastorów, ze kiedyś on się takim stanie i tez będzie przemawiał, toteż zakończył frazą, ze marzenia się spełniają i ze warto marzyc.

Opowiedział również jak przebiega ewangelizacja w tym 70-tysiecznym miasteczku. Przyznał się, ze grupa liderów codziennie stara się opowiedzieć o Jezusie dla dwu mieszkańców miasta czyli 60-ciu w miesiąc.

Ich parafia tym sposobem z umierającej wspólnoty w ciągu roku osiągnęła liczebność 200 osób i kaplica przewidziana na stu parafian po raz pierwszy od 20 lat okazała się zbyt mała.

Józef

Przed modlitwa poproszono mnie bym przedstawił Józefa i poprosił go o świadectwo.

Wyszedłem i wyznałem, ze jestem szczęśliwy podwójnie, bo po pierwsze wypadł ważny dla katolików dzień Jana Chrzciciela a po wtóre po raz pierwszy od półtora roku jestem na spotkaniu pastorów ze współbratem Kaplanem ze swojego katolickiego kościoła. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, by ciągnąć na te imprezy Biskupa lub proboszcza. Wiem, ze oni tolerują moje hobby ekumeniczne ale sami wola się wstrzymać od tych ryzykownych spotkań.

Opisałem biografię Jozefa w kilku słowach, mówiłem o jego otwartości, która daje mi natchnienie i o tym jak niegdyś w Ferganie miejscowa gazeta pochwaliła księdza za pomoc w budowie prawosławnego kościoła. Sam Jozef opisał w swym kazaniu radość jakiej dostąpił gdy pod koniec lat osiemdziesiątych na pewnym dworcu kolejowym w Rosji 22-go września ujrzał tłum miejscowych Żydów wychodzących z synagogi.

Owszem to nie chrześcijanie ale dzieci Abrahama. Było mi tak milo na sercu, ze ci wszyscy ludzie nie dali się ogłupić ateistom, ze przechowali wiarę.

Powiedział też jaką radość mu sprawiają sukcesy innych wyznań, bo jesteśmy wszyscy dziećmi Abrahama.

Od Protestantów Jozef nauczył się błogosławić a nie przeklinać.

Owszem z bólem wspominał jak pewien Zielonoświątkowiec, który w tym samym co on czasie siedział za wiarę w wiezieniu przy spotkaniu podał mu dłoń na odległość i uniknął głębszego przyjacielskiego uścisku. Jemu tez Jozef powiedział: “bądź błogosławiony“.

Na zakończenie powiedział to samo co siostrom: “Jan Chrzciciel nie bal się władzy, nie bal się Heroda“. Przez wszystkie dni pobytu w Uzbekistanie Prałat często słyszał, ze władze prześladują kościoły w Uzbekistanie.

Kirgizja

Po kazaniu Józefa pastorowie rozdzielili 6 tematów modlitewnych i odpowiedzialnych za każdy temat. Spontanicznie modliliśmy się najpierw za Rządzących i za prześladowców. Okazało się na spotkaniu, ze nazajutrz ma sie odbyć kolejna rozprawa sadowa nad pastorami i charyzmatycznym kościołem Słowo Życia. Mieli apelacje i przegrali, trzy osoby siedziały w areszcie po 15 dni.

Tradycyjnie już była intencja ekumeniczna, potem pokojowa szczególnie za Kirgizje.

Modlitwę podjął pastor Piotr nasz pilot, charyzmatyk. We wprowadzeniu opowiedział swoje wrażenia z podroży do Biszkeku. Wyjaśnił jak pewne osoby sprowokowały ten konflikt używając i rozprowadzając wśród Uzbeków i Kirgizów dyski ze scenami morderstw i wykrzykami obraźliwymi pod adresem Kirgizów lub Uzbeków w zależności od tego w jakiej etnicznej grupie te złowrogie kasety były rozprowadzane w celu jątrzenia. Na dyskach widać było zabijanie ciężarnych i małych dzieci. Rzecz jasna, ze ludzie impulsywni poszli się mścić na sąsiadach. Piotr opowiedział mechanizm w jaki sposób można okazywać pomoc. Opowiedziawszy rozpoczął modlitwę.

Iwan

Jeden ze stałych punktów modlitwy jest za Izrael i Jerozolimę. Poza programem modliliśmy się za powołania. Pastor Iwan z Czyrczyka odczytał historię Jonasza a szczególnie moment gdy ten spal na statku zamiast głosić w Niniwie. Zauważył, ze pośród nas przeważają pastorowie 40-latki. Jakub był jedynym wyjątkiem. Byłem zadziwiony gdy doszło do mnie, ze ten sam kryzys powołań jaki jest w Europie odczuwa tez Uzbekistan. Iwan podzielił się jakiego trudu wymaga sama rozmowa o podjęciu misji przez młodych parafian. Każdy ma jakąś swoja wymówkę.

Artiom

W trakcie posiłku przysiadł się do mnie Koreańczyk Artiom i jego starszy kolega Artur. Artur jest pod 60-tke, Artiom natomiast ma pewnie 30-ci lat. Bardzo sympatyczna postać. Po raz kolejny dostrzegłem, ze Koreańczycy mi sympatyzują. Wypytywał kiedy są u nas nabożeństwa dla Koreańczyków i kto je prowadzi. Mocno się zdziwił, gdy się dowiedział, ze ja właśnie to robie i ze potrafię czytać Msze świętą w tym języku. Potem jednak zmienił temat i pytał się o siostry kalkutki. Bardzo chciał się włączyć w ich misje. Okazuje się, ze zna na pamięć życiorys Matki Teresy, podobnie zresztą jak i Artur.

Miałem jeszcze jedna niespodziankę. Pewien pastor Uzbek, którego wspólnota tez doznała wielu cierpień i sad skazał jego parafian na mandat 20 tysięcy dolarów wyznał mi, ze kiedyś wcale nie zwracał uwagę na taszkiencki kościół a od chwili, gdy ja chodzę na zebrania robi mu się ciepło na sercu gdy przejeżdża obok.

Kraksa

Była godzina 13.30 i musieliśmy się z prałatem śpieszyć do Angrenu. Artiom zaproponował, ze podwiezie nas na Dworzec Autobusowy w Quyluq’u.

Rozgadaliśmy się na całego. 30 km minęło niedostrzeżone a na koniec jakieś 2 km od celu nasz malutki samochód uderzył z całym impetem potężny kamaz. To już drugi taki wypadek w moim życiu. Cały wieczór miałem zmarnowany, bo mi się zdawało, ze to ja swoja rozmowa spowodowałem brak uwagi u kierowcy. Artiom późno dostrzegł czerwone światło i długo hamował. Podobnie zachował się Kamaz ale jego hamowanie jest utrudnione ze względu na rozmiary ciężarówki. Milicja stała jakieś 100 metrów od miejsca zdarzenia. Pół godziny trwało spisywanie wypadku.

Gdy dostrzegłem, ze Artiom jest już w dobrej formie i sam sobie poradzi za jego zgoda na miejskim autobusie pojechaliśmy dalej.

Angren

Mieliśmy niewielkie spóźnienie w Angrenie. Zebrało się około 12-tu osób. Stanęliśmy za ołtarzem prosto z biegu. Trzecie kazanie tego dnia wygłoszone przez prałata było podobnym świadectwem jak i poprzednie. Cztery świece podzieliliśmy na 3 kawałki i po mszy udaliśmy się z nimi do niewielkiego basenu jaki w podwórku zbudowali kiedyś Baptyści. To od nich nasz Biskup wykupił ten teren.

Każdy z nas odmówił koronkę a po niej wrzucaliśmy świece do wody i każdy po trzy razy omył twarz w sadzawce wypowiadając prośby do Jana Chrzciciela. Ponieważ w parafii jest wiele dzieci i młodzieży taki rodzaj modlitwy połączony z zabawa lekko przemawia do wyobraźni. Rok temu nasza modlitwa wyglądała podobnie.

Po wypiciu herbaty z parafianami powróciliśmy do Taszkientu “na stopa”. Prałat troszkę postękiwał, bo się okazało, ze mu cierpnie prawa noga gdy nie może jej rozprostować. Nazajutrz rano tematem głównym przy śniadaniu i obiedzie były właśnie powołania. Widać wyraźnie, ze zachęta pastora Iwana jakoś zaświtała w Glowie Jozefa i powracała jak refren w jego głowie.

Albinas i Eucharystki

Prałat opowiedział mi i biskupowi jak to proboszcz z Karagandy łowił powołania wśród dziewcząt i chłopców. Karaganda bije w tej dziedzinie wszelkie rekordy.

Tak wiec pragnąc by w Karagandzie pracowały siostry w latach 70-tych ksiądz Albinas odwiedził na Litwie wiele tajnych zgromadzeń i wszędzie mu przełożone odmawiały. Wpadł na fortel by rozmawiać osobiście i indywidualnie z młodszymi siostrami. Zapewnił je, ze gdy z nim pojada to tam już na nie czeka klasztor nie gorszy niż na Litwie i choć może przełożona na jakiś czas się będzie obrażać potem jednak przebaczy bo to święta sprawa. Takim sposobem Albinas nazbierał 17-cie nowicjuszek, napisał dla nich statuty i zabezpieczył im lokum oraz pobożne zajecie i oficjalna prace w rożnych zakładach pracy w Karagandzie. Był dla nich jak prowincjał i sam decydował dokąd i na jakie misje maja się udać.

Choć to troszkę trąci happeningiem tym nie mniej to było opatrznościowe. Siostry nie tylko rozwinęły apostolstwo na niesłychaną skalę to jeszcze zdobyły masę powołań. Ponieważ większość z nich to były eucharystki mądry jezuita dotrzymał słowo i na początku lat 80-tych wystarał się dla nich o kanoniczne polaczenie z zakonem w Litwie i w Polsce.

Do klasztoru w Karagandzie siostry skierowały własną przełożoną tym niemniej wedle starego nawyku ksiądz Albinas próbował dalej pełnić role prowincjała i bardzo się obrażał, gdy siostry mu odmawiały posłuszeństwa w niektórych sytuacjach.

Nie dotykaj by nie śmierdziało

Ponoć swego czasu ksiądz Albinas prosił pewne siostry, by wyszły z kościoła i nie stały na Mszy. Konflikt osiągnął apogeum, gdy ksiądz Jozef dyplomatycznie i dosadnie poradził Albinasowi, by “nie dotykał Ge to nie będzie Fe“.

Malo taktyczny Albinas opowiedział te poradę siostrom i te się na Jozefa długo obrażały. Relacje natomiast Albinosa z siostrami się dzięki Bogu poprawiły.

Wśród powołań tubylczych najwięcej sióstr wyrosło w rodzimie Schmittlein, Messmer i Werth. Procz dziewcząt udawało się ojcu Albinasowi wychować grupę księży głównie jezuitów niemieckiego pochodzenia spośród których na dzień dzisiejszy jest dwu biskupów i dziesięciu księży w tym jeden prowincjał jezuitów i męczennik.

Hieronim Messmer

Nie wszyscy spośród wychowanków Albinasa wytrwali w kapłaństwie.

Spośród 6-ciu braci Messmerow wszyscy przyjęli święcenia ale dwu jak pojąłem odeszło z kapłaństwa. Najstarszy Hieronim dal się po święceniach namówić swoim rodakom, by pojechać do Niemiec i tam ich spowiadać, bo są parafie w Niemczech gdzie spowiedź jest raz w tygodniu w sobotę wieczorem i ci co pracuj aa w tym czasie nigdy się nie mogą spowiadać. Powód troszkę wydumany ale starczyło, by człowieka oderwać od ulubionej pracy. W Niemczech Kapłanowi powinęła się noga. Nie odnalazł się znalazł sobie jakąś parę i po 10-ciu latach dostał dyspensę na związek małżeński i zwolnienie z obowiązków kapłańskich. Jeśli dobrze zrozumiałem jeszcze jeden z braci Messmer pozostawił kapłaństwo.

Siostry Schmidtlein

Prałat wiele opowiadał o 5-ciu siostrach Schmidtlein. Zdaje się jakaś babcia z tej rodziny miała duży wpływ na nie. Prałat mówił o nich wiele ale ponieważ w odróżnieniu od Werthow i Messmerow sióstr Schmidtlein ja osobiście nie znam jakoś mi to umknęło uwadze.

Nigdy nie brakło prawosławnych powołań

Niechcący wyniknął tez temat powołań do Prawosławia.

Prałat wypowiedział “skrzydlatą frazę”, ze deficytu powołań u prawosławnych nigdy nie było i nie będzie i zaraz wyjaśnił dlaczego. Ponoć każda wdowa lub rozwódka, która ma mniej niż 60 lat i się spodoba miejscowemu biskupowi będzie chętnie przyjęta do obsługi cerkwi i plebanii. Nie ważne czy jest Malo czy wysoko wykształcona, byle umiała gotować i sprzątać. Ponoć prałat miał znajomego biskupa w Moskwie. Odwiedzając go był świadkiem jak biskup zaproponował wszystkim obecnym na cześć wizyty przyjaciela wypić toast wina Kagor, uważanego za wino cerkiewne. W rozumieniu Malo wykształconych ludzi nawet jeśli takie drogie wino ktoś w domu wypije to tak samo jakby w kościele otrzymał komunie i nie ma w tym przesadzie żadnej przesady. Widać to po tym jak chętnie obecne zakonnice przystały na ten pomysł. Nalewał sam ksiądz Jozef i był skonsternowany gdy się okazało, ze jedna z sióstr odmówiła się pic toast tylko dlatego, ze nalał jej zbyt mało

Diakon kapryśny

Ksiądz Józef tez się przyznał, ze przez jego ręce przeszło 4-ch kapłanów Prawosławnych na katolicyzm w tym również pewien Biskup.

Nie każdy jednak przypadek był udany.

Gdy na Syberii biskup Werth skierował do księdza Jozefa pewnego diakona, ktory otrzymał w kościele katolickim świecenia ze względu na odbyte pięcioletnie studia seminaryjne u prawosławnych doszło do nieporozumienia.

W pierwszy dzień obecności diakon szczegółowo dopytywał gdzie będzie jego pokój. Księdza Jozefa to zdenerwowało i zdało mu się podejrzane. Zbył kandydata mówiąc, ze sam on wiele podróżuje i często śpi na dworcu kolejowym wiec i jemu tak radzi.

Potem diakon dowiadywał się jakie będzie mieć kieszonkowe. To rownież się prałatowi nie spodobało. Odwiedzili jakąś odległą parafie i spali w spartańskich warunkach. Na drugi dzień diakon prysnął z parafii pozostawiając sutannę.

Wedle wiedzy prałata święceń kapłańskich ten diakon nie dostał.

Kleryk dziwny

Rozmawialiśmy tez o pewnym kandydacie do kapłaństwa, którego bardzo polecała mama. Działo się to jeszcze w Ferganie już na początku lat 90-tych. Nie podobało się to Jozefowi lecz mimo to zawiózł kandydata do proseminarium w Nowosybirsku. Tam się kandydat nie spodobał Biskupowi Werthowi. Biskup uważał, ze chłopiec jest nazbyt wypielęgnowany i rozpieszczony. Radził, by na rok podjął prace fizyczna i potem dopiero wstępował.

Jozef spróbował w Moskwie. Bernardo Antonini przyjął chłopca ale dostrzegł że ten jest uparty. Bez pozwolenia przełożonych dyżurował przy tabernakulum po dwie godziny w dzień zaniedbując przy tym naukę…

Pójdź za mną

Tak oto minęły mi kolejne dwa dni, kiedy to mogłem z wielkim pożytkiem podglądać i słuchać co tez opowiada ksiądz Prałat o swym życiu i przygodach.

Pokładam wielka nadzieje na to, ze te moje nieudolne opowieści tez porusza jakąś klerycka lub siostrzana dusze. Nie wiem jak to obecnie jest w innych częściach dawnego ZSRR ale w Uzbekistanie i w Kazachstanie pokolenie 40-tolatkow nadal. Jest najliczniejsze i pora by również nam przygotować następców czyli “spychaczy”. Aż mi dreszcze chodzą po plecach, co też jeszcze usłyszę na kolacji i w poniedziałek gdy prałat powróci z kolejnej wycieczki do Samarkandy. Odlatuje we wtorek więc moje opowieści o Świdnickim na tym się pewnie skończą.

 

Ks. Jarosław Wisniewski

www.orient.to.pl

Taszkient 25 czerwca 2010

 

foto. 1. www.cielmice.p

foto.3.www.globtroter.pl




< powrót


 

 
     

JHS REX - Copyright JOX

Copyright 2007 - Realizacja KreAtoR